Bloodborne

bloodborne     Idź w cholerę z tą grą. Nie ukrywam, że nigdy wcześniej nie grałem w żadne soulsy, a o palpitacje serca przyprawiał mnie już level z helikopterem w GTA Vice City. Toteż z bojowym nastawieniem usiadłem do tytułu From Software. 3 godziny męczyłem pierwszy poziom. Ba. Kolejną godzinę męczyłem pierwszego bossa. Każda śmierć przybliżała mnie do odgryzienia kawałka pada.

     Dobrze że XXI wiek wprowadził bezprzewodowe technologie, bo przy tak częstych konwulsjach gniewu i ataków drgawek nerwowych pociągnąłbym z padem całą konsolę i telewizor. W ciągu pierwszego dnia grania 4 razy chciałem oddać płytę do sklepu. W końcu po 156 godzinach i niezliczonej ilości podziwiania napisu „Nie żyjesz” skończyłem Bloodborne. I chociaż w duchu siarczyście przeklinam to dzieło szatana, to żadna inna gra nie dała mi takiej satysfakcji. W żadną inną grę nie chciałem tak bardzo grać. Każde zabójstwo przeciwnika było zastrzykiem adrenaliny i oceanem radości, ale jednocześnie powiewem strachu, bo wiedziałem że po nim, przyjdą następni.

     Jednocześnie, na palcach jednej ręki mógłbym wymienić gry, które ociekały tak mocno klimatem. Wiktoriańska stylistyka świata i i genialny design broni czy zbroi (a w zasadzie płaszczyków i innych koszul) idealnie współpracują z mroczną i makabryczną opowieścią miasta Yharnam. I co z tego, że ekran ładowania, który widzimy tak często, trwa o wiele za długo. I co z tego, że przez głupie bugi zginąłem kilkanaście razy. Nic nie zastąpi emocji, które wzbudzają łowy w świecie Bloodborne.

 Pan Sprytyny B

 

One thought on “Bloodborne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *